poniedziałek, 30 lipca 2007

Sprawozdanie :)

Wcześniej takie długie te notki... Ostatnio częściej wymyślam opisy na gadu-gadu niż coś co możnaby umieścić w głupotkach. Zgadnijcie co głównie robiłam przez 2 miesiące:
  • trzytygodniowa przerwa w urlopie ;)
  • Wiśniowo-porzeczkowo-mrówkowe przetwory :P
  • Malinowe maliny z mrówkami...
  • wisienki, malinki, porzeczkusie :D
  • słońce wyszło, znów trzebaby coś zebrać... :⁄
  • niedzielą uzasadnione lenistwo :)
  • Pies sąsiada odstrasza robaki z malin ;D
  • Wiśnie odrastają kiedy się nie patrzy...
  • Wiśniowy spisek :⁄
  • przymiarki do niedzielnego lenistwa...
  • całkiem niedzielne lenistwo
  • Armia mrówek odważnie broni plantacji porzeczek :(
  • Deszczowo-słoneczna szachownica...
  • to takie fightclubowskie rozdrażnienie zniknięciem nie mojego forum;)
  • Kolejny odcinek urlopu :)

niedziela, 6 maja 2007

Jak dobrze...

Euforyczność dziewięciodniowego weekendu... Cudownie było sobie przypomnieć ile radości i energii daje przebywanie z ludźmi bez konieczności analizowania tego co mówią i diagnozowania przyczyn ich trudności, wspólny śmiech i tworzenie odrębnego dialektu... Do tego dorzucić góry i towarzystwo ukochanego i euforia utrzymuje się jeszcze po powrocie. Nie rozumiem co za baran powiedział, że "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej"... Chyba że mój dom jest w Niedzicy... Wtedy wszystko staje się jasne ;-)

sobota, 21 kwietnia 2007

Tia...

To już dwa lata i niecały miesiąc... Nie oglądałam TV, nie czytałam wiadomości, nie łaziłam na zbiorowe palenie świeczek, nie obiecywałam nic sobie ani nikomu... Nie dlatego, że nic dla mnie nie znaczył. Wręcz przeciwnie: nie byłam i nadal nie jestem w stanie myśleć o Nim dłużej bez wzruszenia pomieszanego z poczuciem winy, że nie korzystam z tego co zostawił i niesmakiem dla medialnych bzdur jakie się wokoło Niego pojawiają nadal... Chcę czy nie chcę jestem częścią pokolenia JPII.

poniedziałek, 16 kwietnia 2007

P..rzę, wracam na stronę...

"Łatwiej założyć blog i ... przenieść na niego kosz głupotek i jezioro zapomnienia :-)"
Jak się okazało: nie jest łatwiej, szczególnie jeśli wybierze się zły serwis blogowy... Blog bez przerwy znikał i wszędzie było pełno wirusów, nie pozostało mi nic innego jak wrócić na stronę i przenieść na nią te nieliczne notki poczynione na blogu :-P

środa, 7 marca 2007

Opera-cja na otwartym mózgu

Ukulturalniłam się. Nawet bardzo się ukulturalniłam idąc do opery pierwszy raz w życiu. Fakt, że była to "Carmen" w Warszawce niewiele wnosi do sprawy. Odkryłam bowiem, że muzycznie jestem rzeczywiście, tak jak myślałam, totalnie niekulturalna. Wgapiałam się w dekoracje, byłam pod wielkim wrażeniem wielkości sceny i tego że scenografowie byli w stanie zmieścić na niej trzy piętra wjeżdżających z dudnieniem budynków, dużo większe od śpiewaków skały o jednoznacznych kształtach i tym podobne kolosy. Moją uwagę od głównego wątku odwracały też snujące się postaci drugoplanowe, między innymi podskakujące w bramie dziewczynki, przechadzające się zakonnice razem z inkwizytorami, biały wysoki pan "widmo śmierci". W wyświetlających się nad sceną napisach próbowałam wyczytać o co chodzi, czemu połowa akcji upływa w czasie antraktu, jak nikt jej nie widzi... Jeśli chodzi o muzykę byłam pozytywnie zaskoczona tym, że nawet sopran nie wkręcał mi się w mózg, orkiestra nie ogłuszała. I tyle... Chyba spodziewałam się więcej: olśnienia, zasłuchania, łez wzruszenia, albo czegoś... A ja miejscami nawet nie słuchałam...

wtorek, 20 lutego 2007

Wysoki mur samokrytycyzmu

... pierwszej myśli nie zapiszę, bo głupia, drugiej nie zapiszę, bo to za bardzo intymne, trzeciej nie, bo dotyczy kogoś, kto może to przeczytać, czwarta nikogo nie interesuje, o piątej już dwa razy pisałam, szósta ucieka zanim zdążę ją zamienić w słowa, siódma to totalny banał, myśląc ósmą nie mam w ogóle czasu, dziewiąta to mądrzenie się, dziesiąta jest po prostu obrzydliwa, jedenasta...
Tym sposobem mijają tygodnie i miesiące na otwieraniu i zamykaniu okienka pod tytułem "dodaj nowy wpis". Opad kurtyny, dziękujemy za uwagę :-P

niedziela, 4 lutego 2007

Adele Faber i Elaine Mazlish "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły."

Jestem zadowolona, że trafiłam na tą książkę i zachwycona prowadzonymi na jej podstawie zajęciami dla rodziców. Sprawiły, że uwierzyłam w psychologię stosowaną i zobaczyłam, jak to, co było tylko teorią, splata się z praktyką. Jak piszą twórcy programu: "Szkoła dla Rodziców i Wychowawców uczy nie tyle metod, co budowania relacji w duchu podmiotowości i dialogu". Dla mnie szczególnie ważne było to, że do mojej wiedzy o tym co jest dzieciom potrzebne dodały się umiejętności jak im to zapewnić. Jeżeli mielibyście kiedykolwiek dzieci, to zanim staną się potworami z "SuperNiani" gorąco polecam te zajęcia. Prowadzi je sporo osób, w różnych miastach, tu możecie poszukać.
Hmm... Dla niektórych odstraszająca może być ta amerykańsko-optymistyczna otoczka, widoczna szczególnie w książce, cieszę się jednak, że przebiłam się przed nią do samego "mięska pedagogiki".

sobota, 27 stycznia 2007

O_o Wróciła!

W 3 dni biel nadrobiła 2 bezśnieżne miesiące zimy. Toniemy w śniegu. Wbrew świadomości, że ten śnieg nie pomoże już oziminie, wbrew codziennemu machaniu łopatą na podwórku, wbrew błotu na drodze przez które jeżdżę 35 na godzinę, wbrew przewidywaniom, że będziemy skrzypać po białym na rezurekcję zamiast na pasterkę... wbrew temu wszystkiemu obecność śniegu uspokaja mnie, dodaje miłej pewności i bezpieczeństwa...

czwartek, 18 stycznia 2007

Arnold zabrał naszą zimę

Sama widziałam... Nasz śnieżek otulający drzewa i trawniki, pruszący leniwie na tle fioletowych niebios, przytrzymujący w domu wszystkich niedzielnych kierowców, pozwalający kręcić bączki autem na cmentarnym parkingu, robić bałwany, rzucać śnieżkami i jeździć na sankach, nasz mróz, dzięki któremu biel nie zamieniłaby się zaraz w rozmazaną paćkę, nasze niebiesko-białe wyże odwiedziły Arnolda w Californi... Eh... Jemu też to nie pasuje, bo mu drzewka pomarańczowe pomarzły... :-/

sobota, 6 stycznia 2007

Nicole Rosen "Martha F."

Znowu trochę psychologią powiało, bo książka jest o żonie Freuda*, i raczej polecam ją osobom, które nie musiały czytać poniższych wyjaśnień. Martha spotyka na pogrzebie męża amerykańską dziennikarkę i wbrew sobie zaczyna z nią korespondować. Ubrana w formę listów i przeplatających się z nimi wspomnień głównej bohaterki biografia traktuje nie tylko o kulisach życia prywatnego, ale też o Austrii z tamtych czasów...

---
* Zygmunt Freud - wiedeński psychiatra z przełomu wieków (XIX/XX oczywiście:P), wynalazca psychoanalizy (a w ten sposób także psychoterapii) i teorii, że spora część motywów naszych działań, którymi niby kieruje ego, ma swoje prawdziwe źródło w nieświadomości i tkwiących w niej kompleksach (np. Edypa i Elektry). Jego uczniami byli m.in. Jung (czy słowa: ekstrawersja, neurotyzm, archetyp i kryzys wieku średniego też nic wam nie mówią?) oraz Adler (najbardziej znany pomysł: kompleks niższości)... Mogłabym tak jeszcze długo, ale nie będę :P

piątek, 5 stycznia 2007

To nie będzie blog - wyznanie niewiary...

Nie wierzę w codzienne publiczne opisywanie świata,
Nie wierzę w sprawozdania z dnia równie-dobrze-dla babci,
Nie wierzę w szczere operacje na otwartym na oścież sercu,
Nie wierzę w publiczne pranie brudów rodzinnych,
Nie wierzę w totalną anonimowość pozwalającą na powyższe.

Nie wierzę w konieczność zdobycia popularności "bo ma się bloga",
Nie wierzę w powszechność zachwytu nad moją twórczością,
Nie wierzę w możliwość zdobycia wiernych fanów.

Szczegóły techniczne
Zakładam bloga popchnięta przez artykuł o web 2.0 "z pewnością nie warto dzisiaj tworzyć klasycznej strony internetowej - lepiej założyć blog i regularnie umieszczać na nim ciekawe informacje." i dalej "strona powinna być elegancka, przejrzysta, z odrobiną grafiki w postaci logo, przycisków tworzących główne menu i kilku ładnie cieniowanych teł.". Drugą rzeczą, która mnie popycha jest ilość pracy konieczna, by z tego muzealnego przybytku jakim jest mój stary Światek, stworzyć witrynę opierającą się głównie na stylach, a nie na ramkach i tabelkach, "elegancką i przejrzystą". Łatwiej założyć blog i ... przenieść na niego kosz głupotek i jezioro zapomnienia :-)

Boris Akunin "Azazel", "Gambit turecki", "Pelagia i biały buldog"

Akunin to Agata Christie w spodniach współczesnej Rosjii ;-) Stali bohaterowie - Holmes w przebraniu siostry Pelagii i młodego Erasta Fandorina rozwiązują najbardziej mroczne zagadki carskiej Rosji. "Kryminał retro" głosi okładka...

Dorota Terakowska "Ono"

Tym razem nikt nie przechodzi przez lustra pana Grymsa do świata bez czerwieni, nikt nie czołga się pod Wawelem by spotkać straszne pająki i władcę Lewawu, nikt nie uczy się u kolejnych czarownic jak być królową... Patrzymy na nasz świat, ten sam, ten z koszmaru każdej babci, z przemocą, narkotykami, ciążami nastolatek... I patrzymy na niego oczami Ewy, która mówi do swojego dziecka, a Ono słyszy... I Ono wszystko zmienia :)